piątek, 4 listopada 2016

03.Wyjeżdżasz?


Czasami się zastanawiam, dlaczego nasze życie jest jak ołówek z gumką w gratisie, dzięki którym wszystkie nasze błędy mogłyby zostać starte, pozostawiając ledwo widoczny zarys na naszym życiu, jak starty ołówek na kartce papieru. Czy życie nie byłoby łatwiejsze? Owszem. Ale w życiu nie chodzi o to. Nasze życie jest kreślone niczym wieczne pióro, które przetrwa lata, a pieprzony atrament zostawi ślad na naszej ulubionej sukience. Życie nie jest łatwe, a każdą niedogodną sytuację trzeba skonfrontować z osobami, nawet na nasz pozór, trzecimi. Nie wiem, czy byłam na to gotowa. Chciałam uciec niezależnie od tego, czy z nim spałam, czy nie. Było mi dziwnie. Nie chciałam kolejny raz się sparzyć. Wystarczy, że mam świadomość tego, że wczorajszego wieczoru się skompromitowałam. Tak naprawdę już sama nie wiedziałam, jak mam się zachować. Pomimo, że pokój znajdował się na szóstym piętrze, jazda windą trwała wiecznie. Może było to spowodowane klaustrofobią, a może tym, że miałam ochotę jak najszybciej stąd uciec. Kiedy wysiadłam z metalowego pudła, które ledwo przewodziło zasięg, schowałam się za kwiatka, za którym byłam mało widoczną. Chciałam się wymknąć, niezauważona przez flirtującą z jakimś Panem recepcjonistkę. Czarne rurki, białe conversy. To było dla niego typowe. Nie posądziłabym go o filtrowanie z każdą, ale najwidoczniej był tego typu facetem. Chociaż to recepcjonistka robiła do niego maślane oczka, on widocznie był na to obojętny. Miałam już czmychnąć do drzwi, kiedy Smith odwrócił się w moją stronę. Jak tępy idiota, z uśmiechem na twarzy, zaczął do mnie machać niczym dziecko, z nawet nie wiem czym. Ja jeszcze jak ta tępa idiotka stałam za tym głupim kwiatkiem myśląc, że mnie nie widać. Myliłam się. Szedł w moim kierunku, a ja z udawanym zainteresowaniem zaczęłam oglądać liście rośliny. - Ogrodnikiem to ja nie jestem, ale ten kwiat ma za mało wody - powiedziałam na głos, udając profesjonalizm. - A jak na moje oko, to chciałaś uciec - stwierdził Smith.- Wcale, że nie - zaprzeczyłam udając zaskoczoną. - Co jak co, ale kłamać to ty nie umiesz. - To faceci są od tego, by kłamać. Nie kobiety.- Tak myślisz? - Proszę cię. Ja to wiem. Nie mam pięciu lat.- Widzę, że jesteś ekspertem w temacie życia. - Może nie ekspertem, ale znam się na ludziach. - Więc jeżeli tak się znasz, to może zjadłabyś ze mną śniadanie? - zaproponował. - Dziękuję, ale muszę już iść - powiedziałam, wymijając co i szybkim krokiem udając się do wyjścia. - Roza poczekaj. Musimy pogadać - pobiegł do mnie, łapiąc mnie za ramię. - Proszę... Jeśli nie chcesz iść czegoś zjeść, to chociaż pójdź ze mną do parku. Skinęłam głową, zgadzając się. Chyba nie miałam innej opcji. Nie mogę przed wszystkim uciekać. Uciekłam z Polski, uciekałam przed mężczyznami, przed kłopotami, przed nowymi szansami. Uciekałam przed przeszłością, przed życiem. Zamiast żyć, wegetuję. Żyję z dnia na dzień, żyję wspomnieniami, które nikomu stąd nie są znane. Starą Różę zostawiłam w tamtej krainie, tam gdzie umarła. Tu staram się nie wpaść w to bagno. Faceci to jedno z nich. Straciłam wiele, cząstkę siebie. Lecz nikt mnie nie zrozumie dopóki nie pozna prawdy, której nie chcę wyjawiać. Szliśmy parkiem. Letni popołudniowy wiatr rozwiewał moje falowane włosy. Każde z nas bało się zacząć tę rozmowę, jakby poprzedniej nocy stało się coś niezręcznego. Sama nie wiem, co miałam powiedzieć. Sama nie wiem, co miałam powiedzieć. Dopadła mnie rzeczywistość. On był dla mnie obcym facetem, który za kilka dni zapomni o mnie i o całej sytuacji, a ja będę pamiętała to do końca dni, bo chociaż raz głęboko w środku siebie będę miała poczucie, że przez te 5 minut byłam ważna dla takiej osoby jak Dan. Panowała między nami cisza. Nie przeszkadzało mi to, lecz wiedziałam, że jeżeli nie zacznę rozmowy to nigdy się nie dowiem czy spaliśmy razem, czy nie. Raz kozie śmierć, pomyślałam i przeszłam do działania. - Chciałabym ci podziękować za pomoc. To naprawdę miło z twojej strony, że pomogłeś obcej dziewczynie - powiedziałam bawiąc się rękoma. - To nic takiego. Dzięki tobie dokończyłem piosenkę, no i spędziliśmy razem czas, poznałem cię. - Nie sądzę - prychnęłam. - Nikt mnie nie zna. Co masz na myśli mówiąc, ze spędziliśmy razem czas?- To, ze zhaftowałaś się na moje conversy i to dwukrotnie. To, że gadaliśmy sporo i że bardzo fajnie gada się z tobą po pijaku - zaśmiał się.- Czyli nie spaliśmy ze sobą - powiedziałam szybko na jednym wydechu. - Ależ skąd! Nie sypiam z - nie dokończył, ponieważ wtrąciłam mu się w słowo. - Z pierwszą lepszą? - Nie -zaprzeczył. - To nie tak. Po prostu nie wykorzystuję sytuacji, a seks uprawiam tylko z miłości.- Rozumiem. Jeszcze raz ci dziękuję za pomoc, nocleg i ubranie. Jestem wdzięczna - powiedziałam, uspokajając się. Nie był taki, jak myślałam. Był typem nieśmiałego romantyka. Pomimo tego, że mógłby mieć każdą, nie chciał. -Jeszcze raz mówię, że przyjemność po mojej stronie - westchnął. - Już 13.00. Będę musiał się zbierać - posmutniałam. - Jutro wyjeżdżasz? - spytałam. - W sumie to dziś. Paul załatwił mam jutro występ w Londynie z samego rana.- Szkoda. W takim razie miło było cię poznać Danielu Smithcie. - Może dałabyś mi swój numer, adres, czy Twittera? - spytał, a ja się zśmiałam. - Telefon mi ukradli, nie mam Twittera, a adres owszem, mogę ci podać - to była jedyna możliwa opcja. Może kiedyś do mnie zajdzie, może napiszę list, może nie zapomni... Dałam mu go. Nie chciałam, żeby o mnie zapomniał. Na pożegnanie przytuliliśmy się do siebie, zaciągnęłam się jego zapachem i puściłam go. Z tego wszystkiego zakręciła mi się łezka w oku. Odwróciłam się, by tego nie zauważył i poszłam w swoją stronę.                                                                                      ***Wróciłam do domu w pół do drugiej. Otworzyłam drzwi i poczułam, że kolejny z domowników szlifuje swoje zdolności kulinarne. Tym razem jednak zapach był cudowny. Była to Lousi. W końcu czego można było się spodziewać, kiedy pół rodziny gotuje, na dodatek zawodowo. Zdjęłam cicho buty i przemknęłam do kuchni. Nagle, ni stąd ni z owąd, wyskoczyła zza filaru Lou. - A kogo ja tu widzę? Nasza zguba. - Oj, daj spokój - powiedziałam, wykręcając oczy. - Przepraszam cię bardzo, ale to nie mnie wyciąga z klubu niejaki Dam Smith. Nie odbierasz telefonu. Był seks? - Ty to jesteś bezpośrednia, Lou. Nie, nie było seksu. Okradli mnie w klubie. - Żartujesz sobie?- Z czego? - No, że się nie bzykaliście? - Lou! Myślałam, że się o mnie martwisz, a ty jesteś po prostu niewyżyta seksualnie. Jeśli chcesz, mogę pożyczyć Ci egzemplarz "50 twarzy Greya". - No weź. Na żartach się nie znasz?- On nie jest taki jak myślisz - powiedziałam. - Bronisz go - powiedziała oskarżycielsko przyjaciółka.- Podoba ci się. - Może trochę... - odpowiedziałam, sama sobie zadając to pytanie. - Nie ma to nic do rzeczy. On dziś wyjeżdża. Najprawdopodobniej już go nie zobaczę, więc to koniec historii.- Mhm. Tak mi mów - parsknęła Lou. - nie przez każdego faceta chodzisz cała w skowronkach, a facet nie każdej daje swoją ulubioną koszulkę. Tym bardziej ma szacunek do ciebie, nie przespał się z tobą, chociaż miał okazję. - Proszę Cię. Nie rób mi nadziei, bo i tak w to nie uwierzę. Idę do pokoju - zeszłym ze stołka barowego, wzięłam z lodówki jogurt i poszłam do siebie. Myślałam, że coś zjem, lecz odechciało mi się. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Pomimo tego, ze w pokoju było 25 stopni, było mi dziwnie zimno. Weszłam pod ciepłą kołdrę i pogrążona w marzeniach o nim zasnęłam, nawet nie wiem kiedy.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz